Dzisiaj moi drodzy zapraszam Was na wywiad, który wspólnie z Claudią z Zaczytanej przeprowadziłyśmy z
przesympatyczną autorką Agnieszką Lis.
AGNIESZKA LIS – pisarka, felietonistka, nauczyciel muzyki. Z wykształcenia pianistka i dziennikarka.
1. Napisała Pani piękną powieść "Pozytywka",
jakie były Pani odczucia podczas jej tworzenia?
Skomplikowane (śmiech). Pomysły,
a potem emocje, przychodziły z różnych stron. Przede wszystkim, przez
kilkanaście lat pracowałam w korporacjach. Wielkich firmach, w których
człowiekowi wmawia się, że jest szczęśliwy w złotej klatce. To bardzo twardy
świat. Bezduszny i pozbawiony emocji. Liczy się tylko finansowy wynik, i to w
każdym miesiącu, kwartale, półroczu liczony od zera. Łatwo się tym zachłysnąć.
Podszewka jest jednak szorstka. To jest także świat, w którym nie liczy się
człowiek. Fajnie jest zarabiać duże pieniądze, jeździć dobrym samochodem i
latać po świecie za firmowe pieniądze. Ale to nie jest życie… przynajmniej dla
mnie nie było. Korporacyjne relacje międzyludzkie i chęć ich zgrubnego opisania
to był pierwszy impuls do tej książki. One są tam prawdziwe, chociaż bardzo
złagodzone. Jedna z czytelniczek, młoda dziewczyna, powiedziała mi kiedyś, że
faceci się tak nie zachowują. Tak jak Robert, mąż głównej bohaterki. A guzik
prawda, zachowują się! Dokładnie tak i jeszcze gorzej. To, czy dobrze to
opisałam, to inna sprawa, ale zachowania są wzorowane na prawdziwych,
podpatrzonych zdarzeniach, chociaż nie przedstawiają żadnej konkretnej, znanej
mi postaci.
Drugim impulsem, bardzo
znaczącym, było spotkanie z pewną znajomą. Rozmowa dotyczyła spraw zawodowych,
i kiedy skończyłyśmy je załatwiać, zaproponowałam kawę. Na to owa znajoma odpowiedziała,
że spieszy się do przyjaciółki, która jest w ósmym miesiącu ciąży i właśnie
dowiedziała się, że jej dziecko cierpi na zespół Edwardsa. Nie miałam pojęcia,
co to jest. Zaczęłam szukać, zamierałam z przerażenia, gdy docierały do mnie
kolejne informacje.
W tej powieści wróciłam
także do czasów mojej młodości – w tym sensie, że wykorzystałam znajomość
Pomorza Środkowego. Koszalin, Mielno, Sarbinowo – to moje strony. Dzięki temu
oszczędziłam sobie tak zwanego „researchu”, czyli dokładnego sprawdzenia
realiów okolicy. To było dla mnie ułatwienie.
2. Uczy Pani muzyki, gry na fortepianie,
prowadzi zajęcia "uczytelniające" dla dzieci, warsztaty kreatywnego
pisania i szkolenia pisarskie oraz pisze książki. Jak Pani znajduje czas dla dzieci,
męża, rodziny i znajomych?
Tego nie wiem. Samo
wychodzi. Myślę, że po prostu jestem dobrze zorganizowana. Nie oglądam
telewizji. Nie spędzam czasu na tak zwanych small – talks, chociaż czasami to
chyba nie dobrze, bo cierpią na tym relacje z ludźmi. Szkoła muzyczna uczy
dyscypliny, i ta dyscyplina została mi w dorosłym życiu. Cóż, ponad dwadzieścia
lat uczenia się muzyki zostawia ślad. Konieczność codziennego ćwiczenia hartuje
- święta czy złe samopoczucie, ćwiczyć trzeba zawsze. Więc ćwiczyłam. A teraz
nie zastanawiam się, jak coś zrobić, tylko to robię. I to chyba jest dobre. W
każdym razie ekonomiczne z punktu widzenia wykorzystania czasu.
3. Wiemy już że będzie Pani na Targach Książki w
Warszawie w maju , a czy planuje pani być na Krakowskich Targach Książki w
październiku?
Obawiam się, że to się
nie uda. We wrześniu jest Festiwal Literatury Kobiecej w Siedlcach, tam się
wybieram. A poza tym to już będzie trwał rok szkolny i wyjazdy nie są dla mnie
łatwe. Nie tylko ja się uczyłam muzyki z pasją. Dzisiaj dzieci też robią i mnie
też sprawia radość ich uczenie. Więc nie chcę ich zostawiać w ciągu roku
szkolnego, a w każdym razie staram się robić to jak najrzadziej J
4. Jakie to uczucie, kiedy widzi Pani, że
mnóstwo czytelników docenia Pani twórczość, tym bardziej, że została Pani
ogłoszona Autorką Lutego na portalu Książka zamiast Kwiatka ?
Nie do opisania. To jest
po prostu czysta radość. Uwielbiam kontakt z Czytelnikami. Lubię z nimi
rozmawiać, dyskutować. Bawić się słowem. Czasem na spotkaniach autorskich
uprawiamy różne zabawy literackie. Chyba wszystkim, i Czytelnikom, i mnie, sprawiają
przyjemność.
5. Każdy w swoim życiu (zazwyczaj w dzieciństwie)
miał swoją pozytywkę , czy to w postaci grającego misia, czy też grającego
pudełeczka. A czy Pani również towarzyszyła jakaś pozytywka?
Ja najcieplej wspominam
pozytywkę, którą kupiłam mojemu starszemu synowi. To był taki miś – pajacyk na
szmacianym księżycu. Nazywaliśmy go w domu Małym Księciem, właściwie nie wiem dlaczego.
W każdym razie grał Kołysankę Brahmsa, którą mój tata śpiewał mi w
dzieciństwie, i ja śpiewałam ją moim dzieciom, szczególnie młodszemu synkowi.
Większość niemowlęcych zabawek pooddawałam ludziom, którym były jeszcze
potrzebne. Ta pozytywka została u nas w domu.
6.
Każdy z
nas ma swojego ulubionego autora, a Pani jakiego lubi najbardziej? A może
kilku?
Oj, nie
mogę na takie pytanie konkretnie odpowiedzieć. Czytam bardzo dużo. I to bardzo
różnej literatury. I tak zwanej głównonurtowej, i popularnej. Uciekam może
tylko od typowego romansu i fantastyki, nie bardzo mnie te klimaty „kręcą”.
Jeśli jednak to pytanie miałoby być szukaniem jakiegoś drogowskazu „co czytać”
to zawsze będę polecać pisarzy – klasyków.
Z jakiegoś powodu tymi klasykami się stali. I jeśli ktoś mi mówi, że
opisy u Orzeszkowej są nudne, to polecam jej nowele. Albo dokładniejszą lekturę
Gombrowicza. Może niekoniecznie oklepane Ferdydurke,
ale na przykład, Opętanych, do
napisania których Gombrowicz przyznał się dopiero trzydzieści lat po ich
napisaniu. To właściwie kryminał, z elementami romansu i powieści grozy. Poza
tym zachęcam do śledzenia list nominowanych do różnych nagród. Osobiście nie
wszystkie książki „wygrane” lubię, ale staram się czytać i wiem, że na pewno
warto je czytać.
7.
Czy jako
małe dziecko chciała Pani zostać pisarką, a
może kimś innym?
O nie.
Ja chciałam zostać baletnicą! Potem mi przeszło. Długo, długo, bardzo długo za
to nie przechodziła mi chęć zostania pianistką. I z punktu widzenia formalnego
– pianistką zostałam. Mam dyplom ukończenia Akademii Muzycznej w tytułem
magistra sztuki – tak to się dokładnie nazywa. A czy ja jestem w ogóle pisarką?
Ja tylko chciałabym nią być…
8. Z tego co słyszałyśmy wielu pisarzy najpierw
pisało do szuflad. Jak to wyglądało w Pani przypadku? Uważa Pani że należy
swoje ukryte talenty chować do szuflady, czy może od razu rzucać na głęboką
wodę?
Myślę, że nie ma nic
złego w pisaniu do szuflady. Nie wszystko, co napiszemy, nadaje się do
pokazania światu. Pierwsze próby pisarskie najczęściej bywają nieporadne.
Mierzymy się z szeroko rozumianym warsztatem i z samym sobą. Czymś innym jest
napisanie wiersza, gdzie cyzeluje się każde słowo, aż do pojedynczej sylaby,
czym innym napisanie noweli czy opowiadania, a jeszcze czymś innym powieści.
Trzeba wszystkiego spróbować, określić swój język i siebie, spróbować różnych
form i środków, aby zrozumieć, która drogą powinniśmy iść. A czasami nigdy nie
udaje się drogi znaleźć. Rzucać się na głęboką wodę? Przekornie powiem - tak. I
sugeruję, aby zrobić to po wielu różnych próbach.
9. "Pozytywka" miała premierę 13
stycznia. Ludzie często mówią, że
liczba 13 jest liczbą pechową. Jaki stosunek ma Pani do tej liczby? Czy nie
obawiała się Pani może, że to zła data na wydanie książki? A może, wręcz
odwrotnie i dla Pani to szczęśliwa liczba?
Ależ skąd. Lubię
trzynastkę. W ogóle nie jestem przesądna, ale jeśli już w tę stronę kierujemy
rozmowę – to trzynastkę uważam za szczęśliwą liczbę. A w piątek trzynastego to
już wszystko musi się udać!
Czyli może jestem
przesądna, tylko przekornie?
10. Czy miejsce, gdzie Pani obecnie mieszka, może Pani nazwać "swoim"
miejscem na ziemi?
Tak! Lubię swój dom,
ogród i w ogóle to miejsce. I przede wszystkim lubię ludzi, z którymi
przebywam. Moja rodzina to mój azyl. No i jeszcze moją pracę lubię…
Jestem chyba trochę z
poprzedniego stulecia. Albo w ogóle z dziewiętnastego wieku. Arszenik i koronki.
Tradycyjne wartości – tak. Tylko że nie potrafiłabym zrezygnować z wolności,
którą daje współczesność. Dziwna mieszanka we nie tkwi i czasami dręczy
odrobinę J
11. Czy często odwiedza Pani swoje strony
rodzinne - Koszalin?
Staram się być tam raz w
roku. Czasem nie wychodzi. Ale tęsknię za morzem i moimi rodzinnymi stronami. Największa
przyjemność – iść pustą plażą na wielokilometrowy spacer. To możliwe nad
Bałtykiem na przykład we wrześniu, kiedy nie ma już turystów, a jest jeszcze
dość ciepło i często pięknie. Bardzo pięknie. Chciałabym kiedyś wrócić nad
morze na dużej.
12.
Wygrała Pani Konkurs na dobrą powieść
ogłoszoną przez Wydawnictwo Drzewo Laurowe oraz na najlepsze kobiece
opowiadanie erotyczne ogłoszone przez Wydawnictwo Replika. Jak to się stało, że
w ogóle wzięła Pani udział w tych konkursach? Czy ktoś Panią do tego nakłaniał,
a może sama Pani wyszła z taką inicjatywą? Jak dziś wspomina Pani swój udział w
tych konkursach?
Do konkursu na najlepsze kobiece opowiadanie erotyczne
namówiła mnie nauczycielka pisania. Zanim się odważyłam coś wydać, szukałam
potwierdzenia, że moje pisanie jest coś warte… bo wcale nie byłam tego pewna. I
pewnie nigdy do końca nie będę. I oby, bo takie zarozumialstwo nigdy nie jest
dobre.
W każdym razie, nauczycielka pisania po zajęciach kazała
mi zostać, wręczyła regulamin konkursu na opowiadanie erotyczne i kazała napisać.
Przeczytałam regulamin... i roześmiałam się. Termin nadsyłania prac upływał za
tydzień, a ja nawet nie miałam pomysłu. A ona powiedziała – masz napisać. I
wyszła. Przez trzy dni chodziłam zła. Jak osa. Wściekałam się, że przecież nie
napiszę, że nie umiem i w ogóle nie. Trzeciej nocy przyśniło mi się pierwsze
zdanie. Rano usiadłam do komputera i przez dwa dni napisałam około sześćdziesięciu
tysięcy tysięcy znaków. Kolejnego dnia poprawiałam, jeszcze następnego wysłałam.
Z drugim konkursem było trochę inaczej. Szukałam
pomysłu na wydanie bajek dla dzieci, które napisałam dla swojego syna. Napisane
bajki wysłałam .. i wygrały konkurs. J To bardzo budujące doświadczenie, każdemu tego życzę.
I w ogóle życzę wszystkim Czytelnikom, aby odważnie
podchodzili do świata. Warto próbować, warto ryzykować. Warto szukać swojej
drogi. Bo jakże inaczej mielibyśmy dojść do tego jednego, właściwego dla nas
miejsca?
Znalezienia którego wszystkim życzę!
Serdecznie dziękujemy autorce za
poświęcony czas na udzielenie odpowiedzi na nasze pytania.
Dziewczyny-Claudio i Grażyno-dokonałyście tego.Osobiście bardzo sobie cenię takie "lepsze poznawanie" autorek.Mamy tyle fantastycznych "czarodziejek" ,które potrafią nas przenieść....do innych krajów,innych czasów a co najważniejsze rozbudzić....naszą wyobraźnię. Szczerze się przyznam ,moim osobistym zaznajomieniem się z Panią Agnieszką....nie będzie "Pozytywka" lecz dwie inne "Jutro będzie normalnie" i "Samotność we dwoje...A Wam dziękuję gdyż w ten sposób dowiedziałam się o Pani Agnieszce -nie tylko jako o pisarce lecz także o normalnej kobiecie ,a przy tym kobiecie wielu talentów....A przy okazji dostałam także odpowiedzi na te pytania ,które może chciałabym zadać....Pani Agnieszce dziękuję za "wyczerpujące" odpowiedzi,od razu widać ,że lubi Pani swoich czytelników......a nawiasem mówiąc 13 to także moja lubiana liczba i nie mam nic przeciwko 13 w piątek...ale się rozpisałam,ale już kończę i pozdrawiam...z Dukli
OdpowiedzUsuńCieszę się Grażynko, że wywiad sprawił Ci przyjemność ;) Oczywiście zrobimy wszystko co w naszej mocy, by pojawiało się ich coraz więcej ;)
UsuńCo do 13 - to moja ulubiona liczba i też nie mam do niej zastrzeżeń ;)
Ja jeszcze nie miałam okazji poznać prozy tej autorki, co jednak nie zmienia fakty, że mam ją w najbliższych planach. Może ktoś podaruje mi ją na urodziny, a jak nie to sama będę musiała sobie kupić :)
OdpowiedzUsuńWywiad wyszedł wam bardzo dobrze, Pani Agnieszka udzieliła wyczerpujących i konkretnych odpowiedzi. Czytało się z wielką przyjemnością.
Cieszę się, że się podobało ;) Życzę Ci, abyś dostała książkę w prezencie na urodziny ;) Może musisz zrobić lekką aluzję w czyimś kierunku? :)
OdpowiedzUsuń