Postanowiłam wprowadzić nowe cykle na moim blogu pod nazwą BLOG TALK SHOW, mające na celu lepsze poznanie blogerów nie tylko od strony książkowej, ale i osobistej.
Mam nadzieję, że cykle przypadną Wam do gustu i chętnie będziecie je czytali.
Zatem zapraszam na pierwszą rozmowę, którą przeprowadziłam z ... sami zobaczcie z kim.
Mam nadzieję, że cykle przypadną Wam do gustu i chętnie będziecie je czytali.
Zatem zapraszam na pierwszą rozmowę, którą przeprowadziłam z ... sami zobaczcie z kim.
BLOG TALK SHOW #1
Zacznijmy może od tego, że przedstawisz się tym, którzy Cię jeszcze nie znają (śmiech – tak naprawdę nie wiem, czy są tacy którzy Cię nie znają).
Cześć wszystkim! Nazywam się Aleksandra Szoć i jestem założycielką Stan: Zaczytany. I nie jestem taka ,,popularna”, jak to się naszej Grażynce zdaje. Oprócz prowadzeniem stron na Facebooku i bloggerze, zajmuję się pisaniem recenzji i promowaniem nie tylko autorów, ale i także recenzentów, a nawet czytelników. Choć moją domeną są książki, to ludzie są dla mnie ważni i właśnie tym kieruję się w swojej działalności. Bo bez człowieka przecież nawet nie powstałaby książka, prawda? :)
Kiedy w Twojej głowie zrodziła się myśl, by założyć blog? Czy ta pasja narodziła się wraz z Twoim pojawieniem na świecie? Czytanie towarzyszyło Ci od zawsze, a może miłością do książek zaraziła Cię jakaś osoba?
Nigdy nie lubiłam czytać. Byłam typową anty-zaczytaną. Mój ojciec miał wielką domową bibliotekę, ale kiedy się od niego wyprowadziłyśmy, w moim pokoju były tylko podręczniki szkolne. Chociaż, jakby tak się głębiej zastanowić, podręczników prawie nigdy nie kupowałam (śmiech). Nie chcielibyście mnie wtedy poznać. Byłam potworna i teraz sama siebie się wstydzę.
Zaczęłam czytać z własnej, nieprzymuszonej woli dopiero wtedy, kiedy sięgnęłam po Mastertona. Ale i po nim nastała bardzo długa przerwa. Później usłyszałam o Zmierzchu i jakoś w ten sposób zaczęłam kupować książki. Z racji moich problemów osobistych nie mogłam sobie pozwolić na kupowanie – kiedy nadarzała się szansa, mama mi kupowała. Ale summa summarum, kiedy w wieku szesnastu lat przeprowadziłam się do braci, miałam na swoim koncie jakieś... Trzy pozycje? Może cztery.
Wszystko zmieniło się po śmierci mojego ojca. Zmieniłam się, zmieniłam swoje nastawienie i spojrzałam na wszystko... z boku. Tata zdążył mi dać przed swoją śmiercią kilkanaście pozycji, ale to byłoby na tyle. Dbał o książki. Kochał je całym sobą. Nic więc dziwnego, że miał taki piękny zbiór. A co ja miałam? Nie miałam nic. Dlatego postanowiłam każdy wolny grosz odkładać na książki. Chciałam wydawać pieniądze na to, co zostanie ze mną na zawsze i co sprawi, że spoglądając na powieść, pomyślę sobie ,,wiem na co przeznaczyłam ciężko zarobione pieniądze”. Nie wydaję na fast foody, czy inne duperele, które znikną z mojego życia równie szybko, co się pojawiły.
Po dwóch latach (w listopadzie 2013) postanowiłam założyć fanpage, który pozwoliłby mi wyciszyć własne myśli. Jak wiecie, lubię robić tysiąc rzeczy naraz, a najgorsze zmęczenie wywołuje we mnie brak zajęcia. Poza tym fanpage pozwalał mi poznać ludzi i przełamać lody, bowiem nie należę do grupy osób, które lubią rozmawiać. Bo choć jestem gadułą, nienawidziłam obcych. Prowadzę blog książkowy, ale przez te wszystkie lata Stan: Zaczytany zmienił mnie, pozwolił mi zauważyć, że istnieją na tym świecie ludzie, z którymi mogę się dogadać. Zaczęłam interesować się psychologią, aby pozbawić się swoich własnych lęków, i dzięki temu poszerzałam swoją wiedzę. To aż zadziwiające, że zwykły blog książkowy zmienił mnie od całkiem innej strony. I to na lepsze!
Na swoim koncie masz już wydaną jedną książkę, obecnie starasz się wydać drugą. Jak to się stało, że zaczęłaś pisać?
Zacznijmy może od tego, że przedstawisz się tym, którzy Cię jeszcze nie znają (śmiech – tak naprawdę nie wiem, czy są tacy którzy Cię nie znają).
Cześć wszystkim! Nazywam się Aleksandra Szoć i jestem założycielką Stan: Zaczytany. I nie jestem taka ,,popularna”, jak to się naszej Grażynce zdaje. Oprócz prowadzeniem stron na Facebooku i bloggerze, zajmuję się pisaniem recenzji i promowaniem nie tylko autorów, ale i także recenzentów, a nawet czytelników. Choć moją domeną są książki, to ludzie są dla mnie ważni i właśnie tym kieruję się w swojej działalności. Bo bez człowieka przecież nawet nie powstałaby książka, prawda? :)
Kiedy w Twojej głowie zrodziła się myśl, by założyć blog? Czy ta pasja narodziła się wraz z Twoim pojawieniem na świecie? Czytanie towarzyszyło Ci od zawsze, a może miłością do książek zaraziła Cię jakaś osoba?
Nigdy nie lubiłam czytać. Byłam typową anty-zaczytaną. Mój ojciec miał wielką domową bibliotekę, ale kiedy się od niego wyprowadziłyśmy, w moim pokoju były tylko podręczniki szkolne. Chociaż, jakby tak się głębiej zastanowić, podręczników prawie nigdy nie kupowałam (śmiech). Nie chcielibyście mnie wtedy poznać. Byłam potworna i teraz sama siebie się wstydzę.
Zaczęłam czytać z własnej, nieprzymuszonej woli dopiero wtedy, kiedy sięgnęłam po Mastertona. Ale i po nim nastała bardzo długa przerwa. Później usłyszałam o Zmierzchu i jakoś w ten sposób zaczęłam kupować książki. Z racji moich problemów osobistych nie mogłam sobie pozwolić na kupowanie – kiedy nadarzała się szansa, mama mi kupowała. Ale summa summarum, kiedy w wieku szesnastu lat przeprowadziłam się do braci, miałam na swoim koncie jakieś... Trzy pozycje? Może cztery.
Wszystko zmieniło się po śmierci mojego ojca. Zmieniłam się, zmieniłam swoje nastawienie i spojrzałam na wszystko... z boku. Tata zdążył mi dać przed swoją śmiercią kilkanaście pozycji, ale to byłoby na tyle. Dbał o książki. Kochał je całym sobą. Nic więc dziwnego, że miał taki piękny zbiór. A co ja miałam? Nie miałam nic. Dlatego postanowiłam każdy wolny grosz odkładać na książki. Chciałam wydawać pieniądze na to, co zostanie ze mną na zawsze i co sprawi, że spoglądając na powieść, pomyślę sobie ,,wiem na co przeznaczyłam ciężko zarobione pieniądze”. Nie wydaję na fast foody, czy inne duperele, które znikną z mojego życia równie szybko, co się pojawiły.
Po dwóch latach (w listopadzie 2013) postanowiłam założyć fanpage, który pozwoliłby mi wyciszyć własne myśli. Jak wiecie, lubię robić tysiąc rzeczy naraz, a najgorsze zmęczenie wywołuje we mnie brak zajęcia. Poza tym fanpage pozwalał mi poznać ludzi i przełamać lody, bowiem nie należę do grupy osób, które lubią rozmawiać. Bo choć jestem gadułą, nienawidziłam obcych. Prowadzę blog książkowy, ale przez te wszystkie lata Stan: Zaczytany zmienił mnie, pozwolił mi zauważyć, że istnieją na tym świecie ludzie, z którymi mogę się dogadać. Zaczęłam interesować się psychologią, aby pozbawić się swoich własnych lęków, i dzięki temu poszerzałam swoją wiedzę. To aż zadziwiające, że zwykły blog książkowy zmienił mnie od całkiem innej strony. I to na lepsze!
Na swoim koncie masz już wydaną jedną książkę, obecnie starasz się wydać drugą. Jak to się stało, że zaczęłaś pisać?
Akurat z pisaniem było inaczej niż z czytaniem.
Pisałam odkąd nauczyłam się pisać. W moim pierwszym opowiadaniu główny bohater
był kosmitą – ufoludkiem, który fruwał swoim malutkim statkiem kosmicznym i
nawiedzał jedną dziewczynkę, która miała okazać się księżniczką. Och, tak.
Miałam kilka lat? Potem były opowiadania na blogu (dopiero parę lat później
założyłam Stan: Zaczytany). I tak jakoś się potoczyło... :D
Tysiąc.
Żartuję (śmiech). Tak
naprawdę to nie liczyłam w tym roku. Wiem, że w poprzednim brakowało mi
jakoś... 30? do tysiąca. Książki nadal zbieram, zbieram, zbieram... Może
niedługo przekroczy tę liczbę. :D
Czy w latach szkolnych chętnie czytałaś lektury?
A w życiu! Przeczytałam jedynie ,,Tajemniczy ogród” (uwielbiam!) i Przedwiośnie – z powodu poprawki z polskiego. Oj, ja i lektury – to była zgroza! Za to teraz nadrabiam. :)
Jakie przezwisko miałaś w latach szkolnych? Czy nadal się ktoś do Ciebie zwraca w ten sposób?
Właściwie nigdy nie miałam przezwiska. Jak kiedyś pracowałam jako kelnerka na
ślubach i stypach, w firmie znajdowały się dwie Aleksandry. Szefowa się
wkurzała, więc nazwała mnie Aleksji – i tak niekiedy się podpisuję. Niektórzy
mówią do mnie Alex, niektórzy czarna, niektórzy wyzywają mnie od idiotek – na
przykład, a właściwie przede wszystkim moja rodzina i przyjaciele
(śmiech). Dla wszystkich zaś jestem Olą. I niech tak pozostanie. :)
Jeśli miałabyś się opisać jednym słowem, jak ono by brzmiało i dlaczego właśnie tak?
Jak mam się opisać jednym słowem? Jestem... Człowiekiem. Dlaczego? Bo nie jestem nikim wyjątkowym. Mam głowę, włosy, oczy, nos, usta, uszy, szyję, cycki (śmiech)... Chyba to wystarczające wytłumaczenie. :D
Łatwo ufasz ludziom? Czy zdarzyło się, że kiedyś się na kimś zawiodłaś?
Pytanie powinno brzmieć: czy ufasz ludziom? Odpowiedź
brzmi: nie. Nigdy nie ufam, nawet przyjaciołom – oni o tym wiedzą. Jestem z
charakteru dość... specyficzna, a nawet i ciężka. Nie przywiązuję się do ludzi,
nie ufam. Najważniejszą moją cechą jest to, że nie potrafię kłamać i nigdy nie
kłamię. Wyczuwam kłamstwo na kilometr, ale to już inna sprawa. Jestem wycofaną
osobą, która niby żyje w tym samym świecie, ale tak naprawdę stoi z boku i z
uśmiechem na ustach przygląda się całemu zamieszaniu. Nie odczuwam emocji,
jestem raczej zamknięta. Zwykle robię dobrą minę do złej gry. Nigdy też nie
wyjawiam, jeśli zauważę czyjeś potknięcie (kłamstwo, fałszywość), bo nie widzę
w tym żadnego celu. Gram wtedy w tę obłudną grę, dopóki druga osoba się nie
wykończy.
Czy się kiedyś na kimś zawiodłam? Owszem, ale to zapewne w dzieciństwie. Jak już wspomniałam, nie przywiązuję się do ludzi. Nie interesuje mnie to, czy ktoś mnie oszukał, czy odwrócił się do mnie plecami. Nigdy nie otworzyłam się na tyle, aby cierpieć. Często zrywam z ludźmi kontakty, co jest dla mnie normą, bo jestem ruchliwą osobą – nawet w sferze psychologicznej. Nie stoję na tym samym miejscu, co wczoraj. Idę dalej. Zawieść się może jedynie osoba, która wyrządziła krzywdę, bo zawiodła się na sobie – a chciałabym zauważyć, że to najgorsza forma karmy.
Czy się kiedyś na kimś zawiodłam? Owszem, ale to zapewne w dzieciństwie. Jak już wspomniałam, nie przywiązuję się do ludzi. Nie interesuje mnie to, czy ktoś mnie oszukał, czy odwrócił się do mnie plecami. Nigdy nie otworzyłam się na tyle, aby cierpieć. Często zrywam z ludźmi kontakty, co jest dla mnie normą, bo jestem ruchliwą osobą – nawet w sferze psychologicznej. Nie stoję na tym samym miejscu, co wczoraj. Idę dalej. Zawieść się może jedynie osoba, która wyrządziła krzywdę, bo zawiodła się na sobie – a chciałabym zauważyć, że to najgorsza forma karmy.
Jakim motto kierujesz się w swoim życiu?
,,Szczęście bez łez nie istnieje, tak samo jak nie ma życia bez śmierci”. Może to nie motto, ale mój ulubiony cytat z ,,Cięcie” Veita. Musiałam to tu napisać. :D
Jakim mottem się kieruję? Cóż... Carpie diem – bo żyję tak, jakby jutra miało nie być. ,,Cokolwiek zrobisz, wróci to do Ciebie z potrójną siłą”. ,,Po upadku należy powstać” i wiele, wiele innych. Właściwie każde motto powinno być istotne, bo w końcu napełniają nas energią do działania. Dlatego też nie mam swojego ulubionego motta. :)
W jakim kierunku się kształcisz? Czy wiążesz z nim swoją przyszłość?
O, w końcu jakieś łatwe pytanie! :D
Jestem na opiekunie medycznym i... Nie, nie wiążę sobie z nim przyszłości. Nie wiem, co będzie jutro, więc nie daję sobie takich długoterminowych zadań.
Z początku, przed pierwszymi praktykami, miałam wielkie obawy co do tego zawodu. Ale wystarczyło, że pojawiłam się przy pacjencie, a już wiedziałam co robić. Teraz mam wyrobionych PONAD 100% godzin! Uwielbiam to robić, ale nawet to nie gwarantuje, że za tydzień nie zmienię zdania dotyczącego mojego zawodu. Jak już wiecie, mam ,,mrówki w tyłku” - nie usiedzę w jednym miejscu. Myślę jedynie o tym, żeby raz jeszcze wrócić na masażystkę. Kto wie...?
Co sprawia, że na Twojej buzi pojawia się uśmiech?
Wy. Tak serio, to ludzie tacy jak Wy. Jak już wcześniej wspomniałam, jestem dość zamkniętą osobą, która inaczej postrzega świat. Lubię zagłębiać się psychologię ludzką i przez ten okres, kiedy zaczęłam zwracać uwagę na zachowania, wyciszyłam się. Ci, którzy już zdążyli mnie poznać, wiedzą jak bardzo nie lubię prezentów. Nie lubię materialności. Nie dlatego, że jestem popaprana, ale po prostu... Rzeczy można kupić, ale dobroci nie. Dlatego zawsze uśmiecham się, kiedy widzę dobry gest. Kiedy sama widzę uśmiech. Kiedy widzę, że ktoś nie wyłożył na ladę pieniędzy, a swoją duszę. Bo to właśnie jej nie możecie kupić. Ja jestem łowcą tych dusz i jeśli przede mną ją odsłonicie, ja się uśmiechnę.
Nie zanudza Cię jeszcze rozmowa ze mną (śmiech) ?
Shhh. Nie przeszkadzaj. Ja się dopiero rozkręcam. Daj się wygadać!
Zdradź nam swoją największą życiową wtopę.
Dobra. To może jednak powróćmy do poprzedniego pytania (śmiech)?
Życiowa wtopa? Hmm... (wcale nie przewinęły mi się przed oczami jakieś sekstylion obrazów własnych życiowych wtop) Nie mam pojęcia, co mogłabym dać na przykładzie i które byłoby dozwolone... I które nadawałoby się dla czytelników... I które nie wywołają, że stanę się pośmiewiskiem...
Rety, Grażynko. Ja codziennie mam MINIMUM jedną wtopę! Nie mogłaś wybrać innego pytania?! Np. Ulubiony kolor? (tutaj z odpowiedzią również byłby problem).
No więc... Uch.
Byłam na kolonii – miałam naście lat. Środek lasu, domek pełen dziewczyn w różnym wieku – od najmłodszych, aż po najstarsze - i zbliżająca się pora spania.
Zakolegowałam się z trzema dziewczynami – dwoma siostrami i brunetką, która po dziś dzień jest moją bliską przyjaciółką. Te dwie dziewczyny były szalone, więc nic dziwnego, że opiekunki często patrzyły w naszą stronę.
Tamtego wieczoru poszłam się umyć. Nie zamykałam na zamek (o ile w ogóle tam był) drzwi od łazienki. Weszłam pod prysznic, zasłoniłam się kurtyną i robiłam swoje, kiedy nagle słyszę pukanie do drzwi. Mówię, że mogą wejść – to była ta jedna kumpela z tych moich ,,kolonijnych przyjaźni”. Szumiała woda, więc nie słyszałam, że weszła z kimś innym. Myślałam, że przyszła za potrzebą, a tu nagle...
Dobra, jestem panikarą. Kiedy usłyszałam, że
wprowadziła do środka jedną naszą młodą koleżankę (która miała z... osiem lat?)
i trzymając ją przy sobie na siłę, podeszła do lustra i zaczęła powtarzać
,,krwawa Merry”, zaczęłam strasznie wrzeszczeć. Zakręciłam wodę (albo i nie), jakoś
owinęłam się ręcznikiem (nie do końca) i wybiegłam z łazienki.
Najśmieszniejsze, że ta młoda z płaczem uciekła do łóżka, koleżanka śmiała się,
a ja – chociaż wyszłam z pomieszczenia – stanęłam naprzeciw lustra i wciąż
wrzeszczałam. Ocknęłam się dopiero, kiedy kierowniczka kolonii weszła i zaczęła
się na mnie wydzierać. Spostrzegłam wtedy, że wszyscy – prawie cała kolonia -
zgromadzili się w naszym ,,saloniku” i gapili się na mnie (przypomnijcie sobie
mój ubiór). Kierowniczka pytała się, co się stało – a była nieźle wkurzona – a
ja, jako że nie chciałam wydać swojej kumpeli, wyjaśniłam jej:
Pająk.
I pokazałam jej pająka wiszącego przy suficie.
Wiem, że potrafisz mieć 100 pomysłów na minutę
(śmiech). Czy czasem nie gubisz się we własnych myślach?
Nie wierzę, że liczysz moje pomysły (śmiech)! Tak naprawdę nie miewam pomysłów. One same nachodzą, kiedy widzę przejrzystą drogę. Nie gubię się w nich (raczej o niektórych zapominam). Nie rozmyślam, po prostu działam. Zwykle są one ambitne tylko wtedy, kiedy działam spontanicznie, czyli... Coś mi wpada do głowy, nie rozważam, a organizuję. Jeśli mam pewność siebie, wszystko idzie jak po maśle. :)
Kochasz zwierzaki. Masz swoją ukochaną suczkę Ari. Przedstaw nam ją. Zdradź nam jak trafiła pod Twoje „skrzydła”?
Ari, to tak naprawdę Aradia – imię zaczerpnięte skądś, a oznacza ono ,,królową wiedźm”. Idealne imię dla mej księżniczki! Urodziła się 30 grudnia. 13 lutego otrzymałam wiadomość od przyjaciółki, że adoptowała psa. Akurat siedziałyśmy z mamą w kuchni przy porannej kawie, gdy nadeszła ta informacja. Z racji naszego życia, miałam kilka psów, które niestety – nie z mojej winy – zostały oddane w inne ręce. Poza tym jestem uczulona na sierść. Miałam kiedyś yorka – nazywał się Karo, ale gdy wróciłam do domu, okazało się, że ówczesny mąż mojej mamy go sprzedał. Kolejne złamane serce utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie dane jest mi mieć zwierzę, które mogłabym traktować po królewsku.
Nie wierzę, że liczysz moje pomysły (śmiech)! Tak naprawdę nie miewam pomysłów. One same nachodzą, kiedy widzę przejrzystą drogę. Nie gubię się w nich (raczej o niektórych zapominam). Nie rozmyślam, po prostu działam. Zwykle są one ambitne tylko wtedy, kiedy działam spontanicznie, czyli... Coś mi wpada do głowy, nie rozważam, a organizuję. Jeśli mam pewność siebie, wszystko idzie jak po maśle. :)
Kochasz zwierzaki. Masz swoją ukochaną suczkę Ari. Przedstaw nam ją. Zdradź nam jak trafiła pod Twoje „skrzydła”?
Ari, to tak naprawdę Aradia – imię zaczerpnięte skądś, a oznacza ono ,,królową wiedźm”. Idealne imię dla mej księżniczki! Urodziła się 30 grudnia. 13 lutego otrzymałam wiadomość od przyjaciółki, że adoptowała psa. Akurat siedziałyśmy z mamą w kuchni przy porannej kawie, gdy nadeszła ta informacja. Z racji naszego życia, miałam kilka psów, które niestety – nie z mojej winy – zostały oddane w inne ręce. Poza tym jestem uczulona na sierść. Miałam kiedyś yorka – nazywał się Karo, ale gdy wróciłam do domu, okazało się, że ówczesny mąż mojej mamy go sprzedał. Kolejne złamane serce utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie dane jest mi mieć zwierzę, które mogłabym traktować po królewsku.
Ale wszyscy rozpoczęliśmy nowe życie. 13 luty okazał się magiczny, bo następnego dnia – w walentynki – znowu przy kawie naszła nas myśl ,,a gdybyśmy tak kupiły psa?”. To była kwestia paru minut. Wyszukałam w internecie ogłoszenie z adopcją Yorka. Znalazłam. Okazało się, że to nasza znajoma. Ubrałyśmy się, przygotowałyśmy koce, pojechałyśmy tramwajem na inne osiedle i... I od razu ją pokochałam. Rozwydrzone, ruchliwe i wyszczekane. Zupełnie jak ja! Dom był pełen dzieci, więc Arunia do tej pory czuje strach spowodowany hałasem, ale ogólnie... Och. Lepszej córeczki nie mogłabym mieć.
Wróciłyśmy taksówką – znajomy nas odwiózł. Arunia owinięta w kocyk od razu przytuliła mi się do szyi (i tak już pozostało). Napisałam SMS-a braciom, że mamy psa. A jako że każdy w naszej rodzinie stroi sobie żarty, po pracy zadzwonili się dopytać, czy sobie żartujemy. Dopóki nie wrócili i nie zauważyli małej czarnej kuleczki, nie wierzyli nam.
Mówiłam Wam, że spontaniczne pomysły są najlepsze? :)
Zapewne masz wielu przyjaciół? Jaki jest Twój stosunek do przyjaźni? Czy uważasz, że przyjaźń przez Internet może być prawdziwa i szczera?
Jak już wspomniałam, nie ufam ludziom. Nigdy w zupełności. U mnie to raczej wygląda tak, że ,,przyjmuję do wiadomości”. Jeśli ktoś obiecuje coś zrobić – czekam na realizację, nie na słowa. Przyjaźń oceniam ze względu na duszę. Jeśli dopasują się z moją duszą, przyjaźń zawsze jest możliwa – nawet ta Internetowa. Dla mnie przyjaźń to chęć, wzajemna akceptacja i próby pomagania sobie nawzajem. Wiem, że jeszcze wiele innym czynników przemawia do tej interakcji, ale... Dla mnie po prostu jest to obecność. I tu nie chodzi o to, że ma być tu, teraz, obok, ale o świadomość, że mentalnie ktoś przy mnie jest. Bo fizyczna obecność nigdy nie jest ważna, kiedy tej duszy nie ma przy nas, prawda? Dlatego uważam, że nawet przez Internet przyjaźń może być prawdziwa i szczera. I mam ku temu dobre dowody! :)
Jesteś znaną osobą wśród blogerów książkowych. Czy zawsze z przyjemnością nawiązujesz nowe znajomości w tej dziedzinie?
Powtarzam: nie jestem popularna! I nigdy nie chcę taka być. :) Ale odpowiadając na pytanie: owszem, z chęcią nawiązuję nowe znajomości – nie tylko w tej dziedzinie. Lubię pomagać początkującym, ale przyznaję, że tylko wybranym – niektórzy chcą osiągnąć sukces, a ja pragnę tylko, żeby się wewnętrznie spełniali. Dlatego niekiedy odpuszczam. Dla mnie książki są ważne, ale najważniejsi są ludzie, którymi się otaczam – również Internetowo. Czasami sobie żartuję, że książki to tylko taka przykrywka, abym mogła Was poznać. :) I cieszę się, że Was poznałam. Nawiązałam tyle wspaniałych przyjaźni, że aż sama jestem w szoku! Jesteście cudownymi ludźmi. Gdyby nie Wy, nigdy nie stałabym na tym miejscu, co teraz. I przede wszystkim nie byłabym tą samą osobą, jaką jestem teraz.
Gdybyś coś mogła zmienić w świecie, w którym żyjesz, co by to takiego było?
,,Najbardziej pragnę pokoju na świecie” (śmiech). Niczego bym nie zmieniła. Wierzę w to, że musi być równowaga. Nie byłoby dobra, gdyby nie byłoby zła – czy toteż na odwrót. Chciałabym jedynie, żeby ludzie czasem się zatrzymali i zobaczyli, że nie są sami na tym świecie. Dlatego proszę Was o to, abyście nie wbijali wzrok w tarczę zegara, a raz do czasu przystanęli i rozglądnęli się, aby zauważyć to, co z reguły jest niewidoczne dla oczu. Dopiero kiedy to osiągnięcie, poczujecie wewnętrzne zaspokojenie.
Skąd pochodzisz, gdzie mieszkasz? Czy lubisz swoją okolicę?
Pochodzę z Gdańska i wciąż tu mieszkam. Od dziecka kilkanaście razy się przeprowadzałam, więc okolice zwiedziłam różne. Aktualnie mieszkam we Wrzeszczu – niedaleko plaży, niedaleko centrum, ale stanowczo za daleko od jakiejkolwiek księgarni. Może to i lepiej? (śmiech)
Lubię swoją miejscowość. Dużo nie podróżowałam, bo czuję, że to Gdańsk jest moim ukochanym miejscem i nie odczuwam potrzeby, aby jechać gdziekolwiek, skoro tutaj znajduje się moje serce. Lubię przechadzać się po starówce i wyobrażać sobie, jak to setki lat temu wędrowali po ulicy Długiej królowie. Nie lubię historii – faktów dokonanych, tylko wizję tego, co mogło być dokonane sto lat temu w miejscu, w którym aktualnie stoję. No cóż... W końcu mam bogatą wyobraźnię, prawda? :)
Z faktów mniej wiadomych... Mój ojciec pochodził z Rosji, tak samo jak jego rodzina. Od strony mamy mój dziadek również pochodził z tej miejscowości, co mój rodzic. Tak więc... Jakieś inne korzenie mam. :)
Jak wygląda Twoje życie miłosne? Jesteś wolna, zajęta? Z całą pewnością wielu mężczyzn, ucieszy się z odpowiedzi na to pytanie, bądź zasmuci.
Wolna (śmiech)! Nie akceptuję
związków. Jak już kilkanaście razy powtarzałam, jestem z reguły ciężką osobą. W
związku najważniejsze jest zaufanie oraz przywiązanie do drugiego człowieka, a
ja niestety nie potrafię się zobligować, aby to uczynić. Nic więc dziwnego, że
wolę „samotność” od związania się z facetem. Chociaż, jeśli pojawi się
wytatuowany przystojniak na swym motorze... Mogłabym zmienić zdanie (śmiech).
Nie no, żartuję. Możliwe, że moje nastawienie kiedykolwiek się zmieni –
przecież tego nie wykluczę, jeśli nie znam przyszłości, ale musiałoby mnie
naprawdę coś poruszyć. Uprzedzając: nie czekam na wyśnionego księcia. Czekam
jedynie, aż moja psychika zaadoptuje się w jakimkolwiek związku.
Jesteś jedynaczką, a może masz rodzeństwo? Nie no, nie będę robiła z siebie wariatki, bo doskonale wiem, że je masz. Przedstaw i opisz pokrótce swoje rodzeństwo.
Jestem najmłodsza i wcale mi się to nie podoba! Mam trzech starszych braci, a z dwoma z nich mieszkam. Choć mam ich na co dzień, tworzymy zgraną ekipę. Mimo że są wredni i mało zabawni (bo naśmiewają się głównie ze mnie), nie mogłabym wymarzyć sobie lepszych braci. Zrobiłabym dla nich wszystko (oprócz obiadu, sprzątania, zmywania, prania […]), a oni dla mnie (oprócz obiadu, sprzątania, zmywania, prania […]). Kiedy jedno z nas ma problem, rozwiązujemy go razem. To nie tylko moi bracia, ale i najlepsi przyjaciele, włącznie z moją mamą. Nic więc dziwnego, że się tak dogadujemy. Jak mam ich opisać? Chyba jako najlepszych ludzi na świecie. :)
Czym lubiłaś bawić się w dzieciństwie?
Sobą. Owszem, lubiłam lalki barbie, samochody i inne dziecięce zabawki, ale najbardziej lubiłam aktywność fizyczną i główkowanie. Robiłam sobie namioty z koców i rogówki, laptopa z kartki papieru, wspinałam się po drzewach, robiłam ,,bazy”, zakładałam kluby i zbierałam uczestników, wspinałam się na kosze od koszykówki, jeździłam na rowerze, robiłam domki ze świeżo skoszonej trawy, robiłam fikołki (nawet podwójne!) na trzepaku... Oj, mogłabym wymieniać i wymieniać.
Koło mojego bloku było boisko (aktualnie na jego miejscu postawili KOLEJNE bloki mieszkalne) i górka – często znajdowaliśmy tam kości, naboje, zakopane podkowy. Raz nawet odkopałam pistolet! Ale tak się wystraszyłam, że wyrzuciłam go za płot.
Jesteś osobą rozrywkową, czy raczej spokojną (śmiech).
No wiesz Ty co? Oczywiście, że spokojną. Spokojną i opanowaną. Spokojną, opanowaną i grzeczną. Nigdy nic nie odwalam. Jestem chodzącą doskonałością (śmiech).
Co lubisz robić nocą?
He. Wyobraźcie sobie teraz uśmiech tego kota z Cheshire – mam podobny.
Cóż... Ogólnie dla mnie noc to początek dnia. Mało śpię – zwykle pracuję, więc nawet jeśli nie pracuję, zawsze coś robię. Zadowoli Cię taka odpowiedź? :D Mam nadzieję, że tak!
Kochana, dziękuję, że przeprowadziłaś ze mną tę rozmowę. Choć zajęło mi to parę godzin, czuję się niezwykle zadowolona. Przeniosłaś mnie do wspomnień, uśmiałam się przy niektórych pytaniach, a niektóre mnie rozczuliły. Mam nadzieję, że czytelnicy będą chcieli to przeczytać z równą chęcią, z jaką ja miałam doczynienia odpowiadając na Twoje pytania. Jeszcze raz dziękuję! A Wam, drodzy czytelnicy, polecam naszą kochaną Grażynkę z Czytaninki, która choć jest wredotą, jest naprawdę rewelacyjna i kochana! Życzę Ci jak największych sukcesów, kochana!
To ja dziękuję Ci Olu za poświęcenie mi troszkę (a raczej sporo) czasu. Każdego dnia udowadniasz mi, że jesteś niezwykłą osobą. Mam nadzieję, że dzięki naszej rozmowie, czytelnicy będą mieli okazję jeszcze lepiej Ciebie poznać. Podczas naszej rozmowy niejednokrotnie się uśmiechałam, ale i rozczulałam. Dziękuję Ci jeszcze raz, Kochana!
Tutaj możecie odwiedzić Olę. Po kliknięciu na poniższe nazwy, zostaniecie przeniesieni w docelowe miejsca.
Blog Stan Zaczytany
Fanpage Stan Zaczytany
Aleksandra Szoć - oficjalnie
He. Wyobraźcie sobie teraz uśmiech tego kota z Cheshire – mam podobny.
Cóż... Ogólnie dla mnie noc to początek dnia. Mało śpię – zwykle pracuję, więc nawet jeśli nie pracuję, zawsze coś robię. Zadowoli Cię taka odpowiedź? :D Mam nadzieję, że tak!
Kochana, dziękuję, że przeprowadziłaś ze mną tę rozmowę. Choć zajęło mi to parę godzin, czuję się niezwykle zadowolona. Przeniosłaś mnie do wspomnień, uśmiałam się przy niektórych pytaniach, a niektóre mnie rozczuliły. Mam nadzieję, że czytelnicy będą chcieli to przeczytać z równą chęcią, z jaką ja miałam doczynienia odpowiadając na Twoje pytania. Jeszcze raz dziękuję! A Wam, drodzy czytelnicy, polecam naszą kochaną Grażynkę z Czytaninki, która choć jest wredotą, jest naprawdę rewelacyjna i kochana! Życzę Ci jak największych sukcesów, kochana!
To ja dziękuję Ci Olu za poświęcenie mi troszkę (a raczej sporo) czasu. Każdego dnia udowadniasz mi, że jesteś niezwykłą osobą. Mam nadzieję, że dzięki naszej rozmowie, czytelnicy będą mieli okazję jeszcze lepiej Ciebie poznać. Podczas naszej rozmowy niejednokrotnie się uśmiechałam, ale i rozczulałam. Dziękuję Ci jeszcze raz, Kochana!
Tutaj możecie odwiedzić Olę. Po kliknięciu na poniższe nazwy, zostaniecie przeniesieni w docelowe miejsca.
Blog Stan Zaczytany
Fanpage Stan Zaczytany
Aleksandra Szoć - oficjalnie
Ach, piękny wywiad. Uwielbiam naszą Olę z każdej strony. <3
OdpowiedzUsuńTak, naszej Oli nie da się nie kochać <3
UsuńTo ja Ci dziękuję! <3 Jesteś cudowna!
OdpowiedzUsuń<3
UsuńFajny wywiad. Super przedstawiona osoba ;)
OdpowiedzUsuńOżesz... xD Na pytanie o wtopach rykłam śmiechem, no bo to przecież Ola. xD
OdpowiedzUsuńhahahah ;)
Usuń