niedziela, stycznia 29, 2017

Wywiad - Monika Sawicka



Moi drodzy, to tak jeszcze na zakończenie stycznia wspólnie z Claudią z Zaczytanej uraczymy Was wywiadem z autorką, której nie da się nie polubić. Jesteście ciekawi jak Monika Sawicka odpowiedziała na nasze pytania? Zapraszamy.








1. Wiemy, że Pani książki na pewnym etapie różnią się od poprzednich. Czy miał na to jakiś wpływ osobisty, iż postanowiła Pani, by się różniły?

Człowiek, żyjąc, cały czas dostaje lekcje od życia. Ale  tylko człowiek myślący potrafi je-po pierwsze- zauważyć, po drugie-odrobić, po trzecie-docenić.Odrobienie lekcji polega na wyciągnięciu wniosków by w przyszłości nie popełnić takich samych błędów. Bo do innych mamy prawo.Fakt, że moje książki różnią się od poprzednich- od tych wcześniejszych sprzed 12 lat- jest zupełnie naturalny- jeśli założę, że jestem homo sapiens- a za takiego człowieka się zdecydowanie uważam. Obserwuję piszące koleżanki i z przerażeniem stwierdzam, że są takie, które nie odrabiają lekcji przekonane o własnej doskonałości. Drepczą w miejscu, a w niektórych przypadkach można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że cofają się.Tak więc odpowiadając wprost na pytanie: nie postanawiałam że będą się różnić. To naturalny proces ewolucji. To suma doświadczeń, przeżyć. Zdecydowałam natomiast z całą pewnością, o czym chcę pisać. I o czym z pewnością nie- żadnych wzdychających kobietek, żadnej mydlanej opery i bzdur na resorach, w które nie uwierzyłaby nawet pięcioletnia dziewczynka. Tematyka, która przeważa w moich książkach to twarde życie bez ubarwień, bez ściemy, twarda brudna, bolesna rzeczywistość, w której kobiety żyją tu i teraz, a mimo tego tak bardzo pragną miłości, spokoju, zrozumienia, czułości.

2. Niedawno wydała Pani swoją nową książkę, która osiągnęła spory zachwyt wśród czytelników. Czy jest Pani zadowolona, że tak dobrze się przyjęła?

A wyobraża sobie Pani inną odpowiedź niż TAK? ;-)Artysta to istota ultraczuła, nadwrażliwa, ciągle narażona na ocenę, krytykę, niepowodzenie lub doświadczająca sukcesu. Skrajne emocje. Ciągły strach przed tym, że to, co stworzy, nie będzie dobrze przyjęte, nie spodoba się, lub też przejdzie całkiem niezauważone.  Artysta to człowiek, którego życie przypomina wahadło zegara- emocje zaburzone- od euforii do depresji. I tak nawet kilka razy dziennie.Jestem zaskoczona faktem, że tak trudna, jeśli chodzi o problematykę literatura spotyka się z tak dużym zainteresowaniem. Co oczywiście z jednej strony mnie jako Autorkę- cieszy- a z drugiej jako kobietę, która naprawdę dostała po głowie i zna wiele z tych problemów a autopsji- martwi, bo może świadczyć o tym, że takich jak ja jest całe mnóstwo- takich jak ja, czyli poodbijanych.

3. Dużo Pani podróżuje, by spotykać się z czytelnikami, by robić z dziećmi warsztaty. Czy po takich spotkaniach myśli Pani sobie: To jest właśnie to co kocham?


W każdej chwili tak myślę! Gdy wstaję o 2 w nocy, gdy jadę we mgle, w śnieżycy. Myślę sobie- jasna cholera, ale zacina śnieg, ledwo widać świat, ale robotę to ja mam super fajną. I jadę dalej. Gdy prowadzę warsztaty , gdy rozmawiam z młodzieżą czy przedszkolakami i patrzę jak uważnie mnie słuchają, chwilami nawet wstrzymują oddech, mają zabawnie otwarte buzie i wielkie oczy- to jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.A gdy po całym dniu spędzonym w szkole lub bibliotece wsiadam w mojego srebrnego żuczka i wiem, że mam do pokonania 500 km- to myślę sobie- padniesz na dziub Sawicka, gdy wrócisz- ale robotę to ty masz super extra.

4. Miała Pani w swoim życiu pewien zły etap, czy to Panią zmobilizowało do większego "brania" życia w swoje ręce? 

Każdy ma jakąś historię, moja do wyjątkowych nie należy.  Uważam, że wszystko jest po coś, czemuś służy. Choć jestem artystką, to postępuję w życiu racjonalnie, ponieważ jestem wielką orędowniczką  mądrości- zawsze i wszędzie należy umiejętnie korzystać z rozumu. Zgrabnie  łączę w sobie osobowość artystki i self managerki.  Gdybym nie chciała decydować o tym, jak mam wyglądać moje życie- czyli jak to Pani określiła- nie brałabym życia w swoje ręce- byłabym ignorantką i abderytką w jednym. Bo komu mamy je niby powierzyć? Nasze życie jest nasze i możemy z nim zrobić co chcemy. Nie ma granic- jedyne jakie istnieją znajdują się w naszym umyśle. I sami je tworzymy. Spora część społeczeństwa nie robi nic- dni płyną, lata mijają, a oni coraz bardziej smutni, sfrustrowani, zgorzkniali, nieszczęśliwi.

Mam prawo do szczęścia, do wolności, do miłości. Mam obowiązek być dobrym, bo doskonałość na szczęście nie istnieje- wzorcem dla mojej córki. Zdecydowanie chcę słońca i ciepła niż mroku i zimna.

5. Kiedy możemy spodziewać się następnej tak świetnej powieści?

Jaka będzie – ocenią Czytelnicy.  W tym roku  pojawi się nowa powieść pt Sześć czerwonych róż i będzie mieszanką gatunków. Mocne uderzenie, tak jak lubię, bez znieczulenia. Żadnych białych rękawiczek, żadnego „pitu pitu o dupie Maryni, żadnych westchnień, szlochów i tym podobnych pierdół. Już kiedyś się wypowiedziałam w kwestii jakości czegoś, co literaturą jest jedynie z definicji, choć tak naprawdę jest w literaturze tym, czym disco polo w muzyce- wolałabym sobie rękę prawą odrąbać niż być autorką czegoś, co przypomina wystękane na długiej przerwie w toalecie,  w pocie czoła, wypracowanie gimnazjalistki. Uważam siebie za dojrzałą pisarkę- za dojrzałą kobietę, która w przeciwieństwie do wspomnianych- ma coś ważnego do powiedzenia i to mówi- chociaż zarówno ja jak i mój Wydawca wiemy, że mądre książki sprzedają się gorzej, a głupota schodzi jak świeże bułeczki.

Pojawi się też kolejne wydanie-wznowienie mojej debiutanckiej Kruchości porcelany.

6. Jak to się stało, że zaczęła Pani tworzyć swoje książki?

Pisać zaczęłam,  ponieważ sąsiedzi mieli już dosyć odgłosów walenia głową o ścianę. Skarżyli się na hałas i odpadający tynk. Próbowali w odwecie wykończyć mnie grą na trąbce i skrzypcach, ale się nie dałam.  W końcu, gdy urodził im się wnuczek, ulitowałam się nad nimi i chwyciłam za klawiaturę i napisałam Kruchość porcelany.
Stałam pod ścianą i byłam gotowa pozwolić się rozstrzelać. Czułam, że nie przebiję tego muru, ale nie bardzo umiałam znaleźć wyjście awaryjne.  Zmieniłam perspektywę- napisałam, przeczytałam, zrozumiałam.

7. Czy stawia Pani sobie postanowienia noworoczne? Jeśli tak, to jakie?

Nie. Bo to bez sensu. Mam plan na siebie, na kilka najbliższych lat. Napisałam sobie czas jakiś temu scenariusz na życie i według niego żyję. Obsadziłam się w głównej roli, jestem swoją własną reżyserką, scenarzystką i aktorką. Dbam o dekoracje, rekwizyty, publiczność. Realizacja na najwyższym poziomie, bo inaczej nie warto. Jeśli miałabym cokolwiek zrobić byle jak- jęzor bym sobie szybciej odgryzła i poucinała ręce. Szkoda życia na półśrodki i fuszerkę. Precyzyjny plan na siebie i do przodu- cała naprzód, bez oszukiwania siebie i innych, bez symulowania i wymówek.

Konsekwencja, determinacja i upór- to sprawia, że nie muszę niczego nowego sobie postanawiać z każdym nowym rokiem. Bo złożyłam sobie jedno postanowienie na całe życie. Chcę ŻYĆ, a nie Trwać.

8. Pisze Pani o sobie „Jestem szczęściarą, ponieważ robię to, co kocham, i kocham to, co robię.” Mało który człowiek potrafi powiedzieć o sobie, że jest szczęściarzem. Pani się to udało. Zdradzi nam Pani zatem, „przepis” na to szczęście?
Bardzo bym chciała, ale taki przepis nie istnieje. Mogę za to podrzucić kilka kulinarnych.

Jeśli ktoś ma problem by nazwać stan, w jakim się znajduje, ale za to z permanentnym narzekaniem nie ma problemu, to proponuję wizytę u specjalisty- na początek laryngolog, okulista, aż dotrzemy do psychologa, bo tylko długa psychoterapia może odpowiedzieć na pytanie- dlaczego jestem takim głupkiem, że nie doceniam życia, mimo iż wiem, że za chwilę się skończy?

9. „Upadam, podnoszę się, wybaczam i idę dalej, nie dźwigając na plecach tych, którzy mnie krzywdzą – bo wybaczam od razu i lżejsza podążam dalej.” Mówi Pani, że wybacza od razu. Ale czy jest Pani w stanie wybaczyć dosłownie wszystko?

Nie mam zielonego pojęcia.  Z tej prostej przyczyny, że nie doświadczyłam jeszcze „wszystkiego”.

Jesteśmy świetnymi teoretykami- ale gdy życie stawia nas na baczność podczas  gdy  gra z nami w pokera i mówi- sprawdzam-wtedy dopiero poznajemy swoje granice- i wtedy to okazuje się, czy w ogóle istnieją czy też trzeba je przesunąć. Podkreślić pragnę, że na trwałość tych granic największy wpływ ma czas oraz my w czasie-jeśli usypiesz granicę z piasku i przyjdzie przypływ- nic się nie ostanie.
Budulec jest bardzo ważny. Jeśli zbudujesz granice w skale woda może drążyć ją latami i wciąż będzie szczelna.

10. Debiutowała Pani książką „Kruchość porcelany”. Kiedy to było i jak dziś wspomina Pani tamto wydarzenie?
Ja tego  nie wspominam, ja to ciągle przeżywam na nowo.

11. Jest Pani pozytywną osobą, a zwłaszcza osobą, która akceptuje samą siebie. Wielu ludzi ma z tym problem. Jak Pani sądzi, dlaczego?

Nie kończyłam psychiatrii, jednak myślę, że istnieje jeszcze wiele nieznanych chorób umysłowych.
Brak akceptacji siebie jednostką chorobową raczej nie jest, ale skutki braku samoakceptacji bywają dramatyczne i determinują nasze życie. Wpływa to na wybór partnera życiowego, na to, jak wychowujemy nasze dzieci, jaką pracę wykonujemy, jakie są relacje z pracodawcą, współpracownikami, sąsiadami, ludźmi, z którymi podróżujemy autobusem do pracy- słowem- na wszystko. Trudniej jest zaakceptować nam innych, jeśli nie akceptujemy siebie.     Zakładam, że nie jestem wolna od błędów, wad i mylę się. Ale przecież inni też tacy są. I co? Eliminujemy ich z naszego środowiska? Część z pewnością tak. Ale niektórzy zostają naszymi przyjaciółmi pomimo wad. Dlaczego zatem nie mielibyśmy zaprzyjaźnić się z innym  super fajnym człowiekiem- czyli z sobą?

12. Kiedy czytałyśmy z Pani strony NOTATKĘ BIO, pękałyśmy ze śmiechu. To niewiarygodne w jak zabawny sposób potrafi Pani pisać o sobie samej, np. „Jako córka milicjanta całkiem zdrowa na umyśle być nie mogę i nie jestem.” Pani nie sposób nie polubić. Pytanie zatem całkiem przewrotne, czy posiada Pani jakiś wrogów, którzy źle Pani życzą?
Ja nie jestem niczyim wrogiem, ale kilka osób jest do mnie wrogo nastawionych. Raz, dwa, trzy na kogo wypadnie na tego bęc. Z pewnością to przeczytają. I znowu im się pogorszy.  To taka dziwna zależność- im mnie jest lepiej to im jest gorzej ;-)  Mam wiele zrozumienia dla ludzkich ułomności. Dlatego nie reaguję. Uśmiecham się. 

Sztuka wojny Sun Zi to bardzo mądry starożytny traktat nie tylko o strategii w czasie wojny, ale przede wszystkim o tym, jak żyć. Jak wspomniałam nie jestem niczyim wrogiem, choć jest kilka osób, które ucieszyły by się, gdybym nagle zniknęła. Mam złą wiadomość, a wyrażę ją cytatem:
„ Są drogi, którymi nie należy podążać, armie, których nie należy atakować, fortece, których nie należy oblegać, terytoria, o które nie należy walczyć, zarządzenia, których nie należy wykonywać. „
Jestem taką fortecą. Obleganie mnie to strata czasu.

13. Czego chciałaby Pani życzyć swoim czytelnikom?
 Życzę wszystkim by znaleźli to, czego szukają i by to coś okazało się warte poszukiwań.  BY potrafili się tym ucieszyć i chcieli to zatrzymać. Życzę, byście zawsze mieli dobrą pamięć, która o tym, że nie jesteście Nieśmiertelni przypominać będzie, to z kolei pozwoli Wam celebrować każdy dzień.

„Dalajlama zapytany o to, co najbardziej zadziwia go w ludzkości odpowiedział: Człowiek, ponieważ poświęca swoje zdrowie by zarabiać pieniądze. Następnie poświęca swoje pieniądze by odzyskać zdrowie. Oprócz tego jest tak zaniepokojony swoją przyszłością, że nie cieszy się z teraźniejszości. W rezultacie nie żyje ani w teraźniejszości, ani w przyszłości. Żyje tak, jakby nigdy nie miał umrzeć, po czym umiera tak na prawdę nie żyjąc.”
Moi Mili- ŻYJCIE.



Serdecznie dziękujemy autorce za poświęcony nam czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad.

Copyright © 2016 Czytaninka , Blogger