Serdecznie zapraszam na wywiad z Magdaleną Kołosowską.
Jak to się stało, że zaczęłaś pisać książki?
Och, to właściwie było konsekwencją tego, jaka byłam,
jakie były moje zainteresowania i co robiłam jako dziecko. Właściwie od kiedy
pamiętam, zawsze miałam głowę pełną pomysłów, wymyślałam przeróżne historie,
zabawy, w które angażowałam młodszego brata. Z czasem zaczęłam te historie
spisywać. Początkowo były to krótkie opowiadania, w miarę upływu czasu wydłużały się, pojawiały się
nowe wątki. Wydawało mi się, że tak
właśnie wygląda dzieciństwo, że każda z moich koleżanek ma w domu tak samo
pozapisywane zeszyty jak ja, chciałam się z nimi dzielić doświadczeniami,
pomysłami i jakież było moje zdziwienie,
kiedy odkryłam, że wcale tak nie było. Że tak naprawdę to, co ja robiłam, było
wyjątkowe.
Nie potrafię więc wskazać konkretnej daty albo
wydarzenia, jako początku, kiedy zaczęłam pisać. Pisałam od zawsze a pisanie
ewoluowało wraz z upływem czasu. Raz dawało o sobie znać bardziej dobitnie by
zaraz usiąść cicho i pozwolić toczyć się życiu. Przełomem na pewno było wydanie
pierwszej książki. To wtedy połknęłam bakcyla na dobre i już wiedziałam, że
pisanie kocham zbyt mocno, by nic z nim dalej nie robić.
Na swoim koncie masz wydanych 6 książek. Która z
nich jest Ci najbliższa i dlaczego?
Och, to zupełnie jakbyś mnie zapytała, które dziecko
kocham bardziej. Każdą kocham równie
mocno i jest mi bliska, każda powstawała w różnym okresie mojego życia, wiążą
się z nią inne wspomnienia. W tej
chwili, co zrozumiałe, najbliższa jest
mi Kinga, czyli „Słońce za horyzontem”. Pępowina dopiero co została przecięta i
dziecko wyruszyło na podbój świata, ale to chwilowe, niedługo pojawi się
kolejna i o nią będę się troszczyć równie mocno.
Łatwiej pisze Ci się powieści jednotomowe czy
sagi?
Dotychczas pisałam jednotomówki. Historia toczyła się poprzez kilkaset stron i
kończyła się wraz z ostatnim zdaniem. Niejednokrotnie kusiło mnie by napisać
dalszy ciąg, ale w końcu stwierdzałam, że takie odgrzewane kotlety nie są
niczym dobrym.
„Lepsze jutro” jest moim pierwszym cyklem.
Zaplanowaną trzytomową serią. Tylko że
nie jest to zwykła seria. Owszem, każdy tom łączą bohaterowie, wspólna
historia, ale tak naprawdę to trzy osobne powieści, których akcja koncentruje się na różnych wydarzeniach i innych
bohaterkach. Jest też opowiedziana z punktu widzenia innej osoby, więc i ich
pisanie nie różni się od pisania zwykłych jednotomówek.
Jednotomówki pisze się według mnie trudniej, ponieważ
za każdym razem trzeba opowiedzieć Czytelnikowi nową historię i zachęcić go, by
zechciał ją poznać. Przy sagach jest o tyle bezpieczniej, ze Czytelnik
przyzwyczaja się do bohaterów i mniej więcej wie czego oczekiwać. Nie znaczy to
jednak wcale, że jestem przeciwniczką sag.
Być może kiedyś wpadnę na pomysł napisania historii, która będzie wielotomową opowieścią, różniąca się od
„Lepszego jutra”. Póki co kolejne opowieści zamykam w jednym tomie.
Piszesz o kobietach i dla kobiet, a myślałaś
może, żeby napisać kiedyś dla mężczyzn?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale nie mam
takich pokus! Nawet nie mam pomysłu, o czym miałaby taka „męska” książka
traktować. Jak już powiedział John Gray
w swojej książce „Mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus”, więc póki co
zamierzam na tej swojej planecie pozostać.
Czy pisząc powieść pracujesz według jakiegoś
określonego planu czy wszystko powstaje pod wpływem chwili?
Przyznaję się, nigdy nie mam konspektu! Pokusiłam się o napisanie go jeden raz, kilka
lat temu, gdy zaczynałam pracę nad „Słońcem za horyzontem”. Zrobiłam wówczas
krótką charakterystykę Kingi i Karola, na dodatek jej nie ukończyłam. Przed
premierą książki znalazłam ją wśród plików i stwierdzam, że zrealizowałam cele w stu procentach. Ale to
był jeden raz, wyjątek.
Kiedy pojawia się pomysł napisania jakiejś historii,
gdy wiem, kto będzie bohaterką, piszę
sukcesywnie w miarę rozwijania się akcji. Nigdy nie jestem pewna, czy wątek, który na
początku miał być pobocznym, nie stanie się wiodącym. Żartuję często, że moi
bohaterowie są tak nieprzewidywalni, że wciąż mnie zaskakują. Poza tym lubię
wolność, nie wyobrażam sobie pisania według jakiegoś z góry ustalonego planu.
„Słońce za horyzontem” to Twoje najmłodsze
„dziecko”. Jak długo powstawała ta powieść?
Samej powieści
nie pisałam długo, natomiast sporo czasu
upłynęło od jej napisania do wydania.
Wciąż nie byłam przekonana, ze to ten moment, zawsze miałam jakieś uwagi, coś
poprawiałam. I nie chodziło o zakończenie
:) To od początku było właśnie takie, ale sporo dopisałam. Cieszę się,
że nie wydałam jej wcześniej. Teraz wszystko jest na swoim miejscu.
Czy w Twojej najnowszej powieści jesteś w stanie
utożsamić się z którymś z bohaterów?
„Słońce za horyzontem” jest moją pierwszą powieścią, w której nie ma
bohatera/bohaterki, która byłaby do mnie podobna. Dotąd zawsze powtarzałam, że bohaterowie
moich historii, zwłaszcza kobiety, mają w sobie jakąś część mnie, czy to cechy zewnętrzne czy też charakteru. W
tym wypadku tak nie jest, co sama zauważam z niemałym zaskoczeniem :)
W swoich książkach poruszasz ważne problemy.
Myślisz, że dzięki temu niektórym czytelnikom otworzą się oczy na pewne sprawy
w swoim własnym życiu?
Opowiadając konkretną historię nie zastanawiam się,
jaki wpływ będzie ona miała na Czytelnika. Wszystkie wydarzenia i postaci są
fikcyjne a to, co się w książkach wydarza, to dzieło mojej wyobraźni. Jestem
jednak świadoma, że w prawdziwym życiu nic nie jest fantastyczne, beztroskie i
wolne od problemów. Fascynuje mnie
człowiek, jednostka, która zostaje poddana próbie, znajduje się w nowej,
nieoczekiwanej sytuacji i musi się w niej odnaleźć. Z satysfakcją patrzę na to, w jaki sposób
mierzy się z codziennością.
Nie potrafię pisać inaczej, dlatego ogromnie cieszy
mnie, że mój styl zyskuje zwolenników. Bardzo często w recenzjach czytam o tym, że „to prawdziwe życie i realni bohaterowie”. A wiadomo przecież, że życie to
nie tylko szczęście i powodzenie ale również problemy. I jeśli po lekturze
moich książek ktoś na chwilę przystanie i zastanowi się nad swoim życiem, to bardzo
mnie to cieszy. Być może w moich książkach znajdują odzwierciedlenie swojej
sytuacji? Może moje historie dają nadzieję?
Po wydaniu „Dlatego mnie kochasz” odzywało się do mnie wiele kobiet,
które żyły lub wyszły z toksycznego związku. To było niesamowite, kiedy
czytałam wiadomości typu „ta książka pomogła mi przejść przez najtrudniejszy
okres w życiu”. Ale takie reakcje nie są planowane, one po prostu wynikają po
lekturze a ja nigdy nie wiem, w jaki sposób zostanie przyjęta kolejna opowieść.
Kiedy i czego możemy spodziewać się w
najbliższym czasie?
Mam nadzieję, że jeszcze przed wakacjami w
księgarniach pojawi się drugi tom „Lepszego jutra” zatytułowany „Pod niebieskim
księżycem”. Zgodnie z zapowiedziami będzie to historia Karoliny.
Poza tym pracuję nad
trzecim tomem, historią Kamili pod tytułem „Za ostatnią gwiazdą”. Jest to część, która jest dla mnie
najtrudniejsza do napisania, wymagająca. Poświęcam jej dużo czasu i mnóstwo
energii. Oprócz Kamili zajmuję się również nowymi historiami,
wplatam nowe wątki. Mam nadzieję, że uda mi się niedługo zaskoczyć Czytelników.
Podobno jesteś niepoprawną gadułą. Czy spotkałaś
w swoim życiu kogoś, kto zdołał przegadać Twoje „gadulstwo”?
Hahahaha, tak, moja młodsza córka! Obie jesteśmy
wodniczkami, mamy urodziny w odstępie dwóch dni i w związku z tym jesteśmy
niesamowicie do siebie podobne.
A poważnie, moje gadulstwo nie polega na tym, że nie
pozwalam nikomu dojść do głosu, bardzo często spotykam osoby, które mnie
„przegadują” :) Z rozmów z innymi czerpię inspiracje, potrafię słuchać i kiedy trzeba nie odzywać się wcale.
Kiedy jednak są ku temu odpowiednie warunki, właściwy temat, osoba i nić
porozumienia, wówczas rzeczywiście się rozkręcam :)
Kim na co dzień jest Magdalena Kołosowska?
Matką. Żoną. Kobietą. Pracuję, spotykam się z ludźmi,
mam cały dzień wypełniony obowiązkami, dopiero wieczorami mogę pozwolić sobie na chwilę dla siebie i wówczas piszę.
„Z wykształcenia ekonomistka, po godzinach
oddająca się swoim pasjom: czytaniu, fotografii, gotowaniu, oraz przede
wszystkim pisaniu”, która z tych pasji sprawia Ci najwięcej radości?
Każda z tych pasji jest inna, angażuje mnie w
zupełnie inny sposób i sprawia mi radość. Czytanie wzbogaca mnie wewnętrznie,
gotowanie sprawia przyjemność zarówno mi, jak i moim bliskim. Fotografie
uwielbiam i żałuję, że nie mam wystarczająco dużo czasu, aby móc się jej
bardziej poświęcić. A pisanie... no cóż, z tych wymienionych pasji to właśnie
ta dzierży palmę pierwszeństwa, jej poświęcam się niemal całkowicie. Uwielbiam
wymyślać nowe historie, kocham swoich bohaterów. Ogromną przyjemność sprawiają
mi rozmowy z Czytelnikami. Po prostu kocham to całym sercem.
Gdybyś mogła zostać główną bohaterką czyjejś
książki. Kim chciałabyś być i jaka to by była książka?
Hmm, takie pytanie pada po raz pierwszy, dziękuję.
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale jeśli już miałabym wybrać... Chętnie
znalazłabym się w książce Jodi Picoult. Uwielbiam jej książki, niejednoznaczne,
zmuszające do zatrzymania się, zastanowienia. Tam nie ma słodkości i nic nie
jest posypane lukrem, są za to ważne pytania i próba odpowiedzi na nie.
Z tego samego powodu
chętnie znalazłabym się w powieści Małgorzaty Wardy. Kocham jej sposób
pisania. A kim chciałabym być? Gdybym znalazła się w tych książkach, nieważne
byłoby kim bym była, wierzę że Autorki
zadbałyby o odpowiednią oprawę.
Serdecznie dziękuję Autorce za poświęcony czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad.