Joanna Sykat - Nie lubi skupiać się na tym, co mało istotne. Z rzeczy ważnych – żona, matka i pisarka, w kolejności zależnej od pory dnia. Wolny duch, który lubi zwiedzać, podglądać i podkradać życiu smaczki i detale. Historie gonią ją wszędzie i domagają się pierwszeństwa. Przybywa ich tak szybko jak autorce siwych włosów na głowie.
1. Czy wyobraża Pani sobie życie bez zwierząt?
Na pewno nie. Zarówno, bez tych domowych, jak i tych
dzikich, począwszy od najmniejszego robaczka, po, dajmy na to żubra. Zwierzęta są częścią
naszego świata. Dla mnie – nieodłączną częścią.
2. Ile zwierząt miała Pani w swoim życiu?
Niech policzę. Psy były zawsze u mnie w domu, w sensie, w
ogrodzie. Koty, odkąd skończyłam sześć lat i w sumie było u nas sześć
miauczących. Obecnie żyją dwa: czarny dachowiec, Filuś i kudłata Augusta.
Oprócz tego, wychowywała się u nas sarenka Basia, która okazała się być
koziołkiem oraz jeż Tuptuś. Ten ostatni rezydował u nas krótko. Natomiast
sarenka-koziołek została w odpowiednim czasie wypuszczona do lasu. Zdarzyło się
kilkakrotnie, że gdy, jako mała dziewczynka, szłam na spacer z tatą,
widzieliśmy sarny. Jedna odłączała się od stada i przez dłuższą chwilę nas
obserwowała. To była nasza Basia. Czyli Basiek.
3. Zwierzę jest dla mnie…
Akurat kota traktuję jak domownika. Dla mnie bez tych
zwierząt nie ma domu. Wściekam się o rozniesiony wszędzie żwirek, ale to nie ma
znaczenia. Kot odprowadzi do drzwi, przywita zaraz po przyjściu, wydepta i
wymruczy tak, że człowiekowi od razu humor się poprawia.
4. Ludzie często uważają, że zwierzęta nie mają duszy. A
jakie jest Pani zdanie na ten temat?
Skoro myślą, komunikują i czują, to chyba składają się z
czegoś więcej niż z ciała.
5. Co sądzi Pani o Fundacjach ratujących zwierzęta?
Dobrze, że są. Dobrze, że pomagają, bo przynajmniej jakiś
procent potrzebujących zwierząt przeżyje, zostanie opatrzona i ma szansę na
nowy dom. Podziwiam ludzi, którzy pracują w takich miejscach. Muszą przecież
oglądać ogrom nieszczęścia, którego powodem tak często są ludzie. To musi boleć
bardzo, dlatego tym większy szacunek i podziw. I wdzięczność.
6. Załóżmy, że jest Pani świadkiem sytuacji, w której ktoś
krzywdzi zwierzę. Jak Pani reaguje?
Nie chcę sobie tego wyobrażać i nigdy takiej sytuacji nie
przeżyłam na szczęście. Wiem na pewno, że starałabym się w jakiś sposób
zainterweniować. To niedopuszczalne, gdy silniejszy i większy znęca się nad
kimś mniejszym i słabszym. To samo dotyczy tzw. psów łańcuchowych. To też jest
forma znęcania się nad zwierzęciem, które
przecież czuje.
7. Pani ulubione zwierzę to?
Chyba kot.
Nie trzeba go wyprowadzać, załatwi się do kuwety. I mruczy. A tak na poważnie, ja
lubię wszystko, z wyjątkiem węży i pająków, które jednak mnie fascynują. Ale z
daleka. Kocham ptaki, zwłaszcza sikorki modre i raniuszki. Piękne są motyle.
Mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Intryguje mnie cała natura i tyle.
8. Jakie zwierzę według Pani byłoby najlepszym bohaterem
książki?
No zazwyczaj jest to chyba kot lub pies. Ale myślę, że może to
być jakiekolwiek zwierzę, byle pokazane było z pomysłem, czyli w taki sposób,
żeby film na długo zapadł w pamięć.
9. Mówią, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Ja
zgadzam się z tym w 100 %, a Pani?
Tu jest mi się trudno wypowiadać, ponieważ jestem typową
kociarą. Nie przepadam za psami, w sensie, że obecnie nie czuję potrzeby ich
posiadania. Nie przywiązuję się do nich tak jak do kotów. Dla mnie to kot jest
przyjacielem, a właściwie, jak już to powiedziałam wcześniej, domownikiem i
członkiem rodziny.
10. Jakie zwierzę według Pani jest najbardziej fotogeniczne
i dlaczego?
Myślę, że każde. Zwłaszcza te małe, w sensie, młode. Tak
samo jest z dziećmi, które nawet z paskudnymi grymasami, wychodzą na zdjęciach
świetnie. Jednak, zawsze, gdy patrzę na uśmiechnięte leniwce, od razu poprawia
mi się humor. Bez wątpienia – dobrze wychodzą na zdjęciach.
Serdecznie dziękuję Autorce za poświęcony mi czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad.