1. Tytuł.
„Sąd
ostateczny”
Z tym moim debiutem było trochę zamieszania, dlatego dodam tu wyjaśnienie: kiedy wysłałam tekst do redakcji, trafił
on akurat na transformację, którą przechodziło w tym czasie wydawnictwo i
sprawa mocno się przeciągała. W międzyczasie gdzie indziej wyszła druga
moja książka (zbiór opowiadań grozy), podczas kiedy ta pierwsza nadal
czekała w redakcji. Dopiero gdy wydawnictwo scaliło się ostatecznie z
grupą wydawniczą, do której dołączyło, wszystko z powrotem ruszyło z
miejsca i „Sąd” ukazał się w kultowej, również dla mnie, serii z odciskiem
palca (wśród jej autorów byłam wtedy jedyną kobietą). Dlatego za swój
debiut uważam właśnie „Sąd ostateczny”: był moją pierwszą powieścią i
zarazem pierwszą ukończoną powieścią kryminalną. I – poza prasą – pierwszym moim
doświadczeniem z rynkiem wydawniczym.
2. Rok wydania.
To był początek 2010 roku, styczeń (ale książkę złożyłam w wydawnictwie
wcześniej, w sierpniu 2008 została podpisana umowa wydawnicza, tymczasem w 2009
zdążył wyjść mój autorski zbiór opowieści niesamowitych).
3. Gatunek.
Powieść -
kryminał miejski.
4. Jaki był impuls do stworzenia tej pierwszej historii?
To nie był impuls, a raczej ciężki dylemat. Tak się złożyło,
że wcześniej zaproponowałam wydawcy próbkę czegoś innego, choć też
kryminalnego, jednak w zupełnie innym stylu – na to otrzymałam odpowiedź od
szefa działu literackiego (a był nim wówczas człowiek-instytucja), że redakcja
zainteresowana jest miejską powieścią kryminalną i tak od słowa do słowa, w
wielkim strachu (serio, to było wtedy dla mnie prawdziwe wyzwanie!)
zdecydowałam się spróbować… W ten sposób powstał „Sąd ostateczny” z akcją
osadzoną w Gdańsku - moim mieście rodzinnym. Chyba dlatego uparcie czekałam,
nie próbowałam nawet pukać z tą książką do innych drzwi. Z szacunku. Gdyby nie
ta inspiracja, być może zupełnie inaczej potoczyłaby się moja literacka droga…
5. Czas pisania książki?
Kilka miesięcy, nie pamiętam dokładnie, może
około pół roku. Gdy już zaczęłam, pisałam codziennie jak w amoku.
6. Bohater najbliższy Pani sercu?
W tej książce i w tym cyklu oczywiście główny „detektyw”:
dziennikarz śledczy Emil Żądło oraz… kot jego partnerki. Bolero.
7. Pierwszy czytelnik?
Pierwszych czytelników było troje, czytali książkę
równocześnie, w odcinkach, w miarę pisania: moja mama, mąż i brat.
8. Czy był stres przed reakcją czytelników?
Oczywiście, że był! Zresztą książka budziła
różne emocje, czasem skrajne. Również takie, że „kobieta nie powinna” (pisać
tego typu mrocznych kryminałów), no i ruszać tematów tabu, takich jak historia
najnowsza, polityka czy religia. A ja ruszyłam, w dodatku dołożyłam sztukę i
dość perwersyjnego seryjnego zabójcę. Detektyw także nie wszystkim się
spodobał, bo nie był ideałem ani heroicznym bohaterem, miał wiele wad i słabości
– choć nad sobą pracował. Zyskał jednak również wielu przyjaciół, dlatego w
końcu powstał cykl.
9. Czy uważa Pani swój debiut za udany?
Tak, pomimo tych dylematów, pechów i poślizgów.
Wytyczył mi kierunek. I, co ważne, dalej jest czytany.
10. Czy debiut doczekał się II wydania?
Doczekał się drugiego i trzeciego wydania, w tym
pod koniec roku 2017 w serii „Mistrzynie polskich kryminałów” – a to jednak
jakieś osiągnięcie… po tylu latach od pierwszego pojawienia się na rynku. A
nawet czwartego, licząc odrębne wydanie w postaci audio. Brał również udział
jako lektura obowiązkowa w ważnym cyklicznym wydarzeniu: wojewódzkim konkursie
czytelniczym (związanym tematycznie z Gdańskiem) dla licealistów. Dla mnie to
zaszczyt i honor.
Serdecznie dziękuję Autorce za poświęcony mi czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad.